PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=730547}
6,7 2 077
ocen
6,7 10 1 2077
Born to be Blue
powrót do forum filmu Born to be Blue

Nie wiem, wiem natomiast, że muzycy artyści (ci prawdziwi, nie rockowi kabotyni) "ratowali się" nazbyt często gorzałą i dragami. Mówili, że poszerza im to percepcję. Trudno dyskutować z tym, co widzą, słyszą i czują, ale w życiu codziennym nie dawali rady: rozbite rodziny, więzienia, pobicia, brak kasy itd. Chet Baker był jednym z nich i przeszedł dokładnie tę drogę. Czy warto było...? Została muzyka i na szczęście ten film jest nie tylko o narkotykowej i uczuciowej huśtawce Baker, ale także o niej. Pod tym względem - i nie tylko pod tym - jest ten film dużo lepszy od pajacowania Dona Cheadle'a w "Miles Davis i ja". Nareszcie zobaczyłem też Ethana Hawke"a w dobrze zagranej i - co równie ważne - niebanalnej roli. Urzekła mnie w podwójnej Carmen Ejogo, była tak naturalna, jak tylko dobrzy aktorzy to potrafią. Film skupia się na późnoamerykańskim okresie kariery Bakera, potem była Europa i śmierć w Amsterdamie, lecz mam wrażenie, że najważniejsze zostało powiedziane: ceną talentu jest popieprzone życie. Nie wiadomo, czy tylko to doczesne.

użytkownik usunięty
Krzypur

Świetnie powiedziane. Po obejrzeniu przypomniał mi się tematycznie podobny "Bird" reżyserii Clinta Eastwooda. Co prawda bardziej "surowy" i skupiający się na życiu Charliego ale motyw narkotyków również przewija się i tak samo współtworzy finał żywotu obu artystów. Poza tym widzę że mamy podobne zdanie na temat "Miles Davis i ja". Boli że taki artysta po takim czasie dostaje film a wychodzi.. no właśnie kto widział ten wie.

ocenił(a) film na 7
Krzypur

Jest masa artystów co rzucili heroinę i robili genialne rzeczy nadal, przykładów jest cała masa od rocka przez blues po jazz. W większości przypadków twórczość eksplodowała, przykłady z jazzu: Dexter Gordon, John Coltrane a także Miles Davis (bo w tych okresach co nie brał miał najlepsze czasy) - z naszego podwórka Stańko który też rzucił dragi i też stracił zęby by zaraz eksplodowała jego kariera.

ocenił(a) film na 8
Krzypur

Wydaje mi się że narkomani inaczej patrzą na świat inaczej go odbierają, pozatym publika lubi prawdę I jeżeli facet cierpi w życiu prywatnym I przelewa to na swoją twórczość ludzie mu ufają I poniekąd widzą w nim cząstkę siebie. Każdy ma podobne problem w życiu. To właśńie daje popularnośc artystom bycie sobą a nie granie pod publikę. Publicznośc to wyczuwa na odległość. Podobnie z naszego podwórka Ryszard Riedel. Ludzie pokochali jego muzyke bo była prawdziwa.

ocenił(a) film na 7
skyter

Masz rację, ale problem w tym filmie polegał na czymś innym. On właśnie NIE CHCIAŁ BYĆ SOBĄ na scenie jako człowiek ze swoim cierpieniem z prywatnego życia - nie dawało mu to przyjemności po prostu i nie chciał więcej tego bólu. Artyści to wrażliwi ludzie i często ta wrażliwość ich przerasta ale przez to właśnie nie potrafią być sobą. Można oczywiście sobie z tym radzić, ale film jest o tym że przez całe życie był na scenie narkomanem i wszystkie te wspomnienia pokazywane na filmie to czasy gdy był na haju i robił największą karierę, czuł się najlepiej. On sobie potem dawał radę, ale po prostu chciał by było jak dawniej, brakowało mu przyjemności i wolności od siebie i swoich uczuć.

użytkownik usunięty
Krzypur

Zgadzam się, film bardzo dobry, pokazał muzyka jako artystę, a jednocześnie osobę uzależnioną. Myślę, że obie kwestie zostały dobrze wyważone. Wielu artystów wspomagało się narkotykami, choćby tzw "klub 27", czy Baker i inni wymienieni powyżej. Wielu wychodziło, bo już nie potrafili tworzyć, np. Frusciante, czy Flea. Czy dzięki braniu stworzyli to co stworzyli, a bez niego nie daliby rady? Nie wiem. Wiem jednak, że nie da się żyć, tworzyć i brać przez cały czas. Poziom gry zaczyna spadać, muzyk nie wywiązuje się z terminów, a w końcu umiera - wtedy już koniec tworzenia. Na pewno teksty w wykonaniu Riedla brzmią inaczej niż śpiewane przez kolejnych wokalistów Dżemu, są szczere, a słowa płyną z serca, nie tylko z krtani. Jedno czego jestem pewien, odnośnie brania Bakera, to faktu, że brał by nie czuć tremy i strachu przed występem. Jak pisał RR "Strach, który cię zmusza, aby ćpać"

ocenił(a) film na 7
Krzypur

może nie chodzi o cyrograf ale o cierpienie duszy, które pcha artystę na wyżyny doskonałości, zdrowy, rumiany zadowolony z siebie muzyk może być co najwyżej doskonałym rzemieślnikiem ale bez tej iskry bożej, którą daje ból istnienia i która tworzy arcydzieła,
coś za coś, albo beztroskie i dostatnie życie i przeciętność albo głębokie cierpienie, wzloty i upadki owocujące "tańczącą gwiazdą"
(trzeba mieć chaos w sobie, by porodzić tańczącą gwiazdę - Nietsche )

ocenił(a) film na 8
user_name

Pisząc "cyrograf" miałem na myśli właśnie to, o czym Ty piszesz, takie "coś za coś".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones