Romero jest straszliwie uparty jeśli chodzi o motyw powolnych zombie. Prawda jest taka że pojedynczy bohater z młotkiem mógłby setkę romerowskich stworów wybić tracąc litr potu. Można je spokojnie minąć, przed ciosem się nie zasłaniają, nie są specjalnie silne i po trafieniu czymś solidnym w łeb padają "naprawdę" martwe.
Tymczasem bohaterowie w filmach Romero zachowują się jak upośledzone dzieci we mgle i faktycznie stając się żarciem dla trupa pokazują, że są jeszcze głupsze od samych zombie. Prosty przykład z "Land of the dead" - chłopak od urodzenia żyje świecie opanowanym przez zombie. Wie czym są, zna zagrożenia z nimi związane. W takim świecie człowiek ma oczy dookoła głowy 24 godziny na dobę. Tymczasem nasz geniusz we wrogim środowisku popieprza na deskorolce ze słuchawkami w uszach (wtf !?). Sam pozbawił się/ograniczył możliwości manewru, a do tego stał się głuchy (nie usłyszy nadchodzącego zagrożenia) - jeśli jest się tak głupim to nawet nie żal, że kończy się jako ludzki fast-food.
Druga sprawa - ile było tych zombie w zgrupowaniu, które opanowało miasto ? 1000 ? Raczej dużo mniej. Miasta broniło pewnie ze 30-40 żołnierzy, każdy z bronią automatyczną, każdy miał przy sobie minimum 3-4 magazynki (po powiedzmy 30 nabojów każdy) plus broń krótka. Takich 30 ludzi ma przy sobie łącznie ze 3000-4000 sztuk amunicji. Zamiast walić pojedynczo każdemu w łeb (każdy mierzonym ogniem pojedynczym), nasi geniusze wywalają w 2-3 s magazynki, strzelając z biodra - śmiech na sali. Goście od początku są górą - mają broń, amunicje i MÓZG - a mimo to przegrywają starcie z pozbawionymi go - widać jednak sami mają go jeszcze mniej. Nawet taki stary wyjadacz jak Cholo daje się podejść jak dziecko.
To właśnie u Romero kuleje - mechanika świata.
Jestem dopiero w trakcie oglądania serii Romero, ale w paru punktach nie mogę się zgodzić - to, że zombie są powolne, nie znaczy, że niegroźne. W starciu bezpośrednim są podobnie silne jak przeciętny człowiek (co widać zresztą na samym początku "Nocy...", kiedy to Johnny przegrywa walkę z zombiakiem). Żeby zabić takiego, trzeba bardzo poważnie uszkodzić mu centralną część mózgu - nawet z łomem bohaterowie muszą się nieźle zamachnąć, żeby zrobić to skutecznie. To, że strzelać należy w łeb wiedzą wszyscy na ziemi od samego początku pandemii - inna sprawa, że headshoty nie są takie łatwe.
Część mózgu odpowiedzialna za ruch znajduje się m.in. w móżdżku i "z boku" (by nie wchodzić w wyliczanie pól kory wg. Brodmana), w okolicy sulcus centralis (a dokładniej - gyrus precentralis) - a nie "w centrum" (choć pola odpowiedzialne za ruchy kończyn dolnych są na wewnętrznej stronie półkul). Nieco niedopracowane w mechanice świata jest to, że ten zakręt przedśrodkowy to element KORY, czyli czegoś, co odpowiada za świadome ruchy... Świadomość u trupa to coś naciąganego.
Uwielbiam filmy o zombie, ale po roku studiowania medycyny wnikanie w szczegóły obnaża jak wiele nieścisłości jest w tym fikcyjnym świecie pełnym zombie... :/
Do tego nie trzeba być studentem medycyny. ;) Wystarczy zwrócić uwagę, że nawet z tymi wszystkimi funkcjami nienaruszonymi kończyny na gó*no by się zdały, gdyby sterowały nimi podziurawione jak sito nabojami mięśnie.
Dokładnie... Kilka kul np. w nogę z dobrego kalibru może połamać kości... Wtedy nawet niektóre sprawne (cudem) mięśnie nie mają dźwigni, a całe ciało - podpory. Zombiak upada i jedyne, co może to się czołgać...
Mnie bardziej od tego zastanawia o wiele trudniejsza do wyjaśnienie kwestia - w jaki sposób można powołać do życia trupy?! Wyjaśnienie znane np. z "28 dni później" nawet trzyma ogólne ramy 'logiczności', ale wstawanie z grobów ciał pochowanych dawno temu... To już kwestia o wiele bardziej naciągana.
Wiem, że to fikcja. Wiem, że to film i nie musi on mieć solidnych podstaw w rzeczywistym świecie. Ale lubię 'przezywać' filmuy. Lubię, gdy wzbudzają one we mnie emocje (choćby dlatego moje wysokie oceny filmów - nie związanych akurat z zombie - "Droga" i "Eksperyment"). Lubię się 'wczuwać' w klimat filmów lub serii... Ale zawsze wtedy podświadomie szukam jakiś związków przyczynowo-skutkowych. Sam staram się umotywować jakimiś logicznymi podstawami zachowania bohaterów i zjawiska w filmie. I czasem jest ten 'zgrzyt' w stylu "coś mi tu nie pasuje", który potem siedzi u mnie w głowie podczas seansu.
Ale po seansie nawet ze świadomością, że to taka wierutna bzdura, to trochę strach chodzić po domu w ciemności. ;) W takich chwilach faktycznie lepiej pozostawać takim szarym laikiem medyczno-biologicznym jak ja. :)
Podsumuję parę wątków... Strzelić headshota przez wyszkolonego żołnierza jest trudno ?? :D:D Give mi a break.. Tak naprawdę nie ma takiej opcji, żeby powolne zombiaki(nie zwracając uwagi, że ich funkcjonowanie jest niemożliwe :D:D) zdetronizowały człowieka... Kaniol pooglądaj sobie serial 24 godziny .. :D:D Jeśli przeżyjesz 2 sezony wielkie uznanie w Twoją stronę ;) Mam tak samo jak Ty :D:D A co do zabijania zombiaków zatłukł bym jednego tenisówkami :D ... Przesadzam " Daj kamienia!!" i wystarczy
Niestety prawda... Bohaterowie filmu giną z własnej głupoty. Fatalnie takie coś się ogląda. Na pocieszenie dodam, że w Kronikach żywych trupów bohaterowie filmu jeszcze bardziej byli głupsi, bo nawet drzwi nie zamykali :)
Wiele racji w tym, co napisałeś. Oczywiście największym zagrożeniem - moim zdaniem - jest nie mechaniczne uszkodzenie ciała przez zombie, a "zainfekowanie". A ciężko się bić/szarpać z zombie tak, by uniknąć ugryzienia, czy zadrapania (zależy od filmu). Często widać widowiskowe strzały w głowę z bliska. A powszechnie wiadomo, że kropla krwi w oku niewiele się różni od zakłucia brudną igłą (bardzo ważne przy wyciąganiu kaniul dożylnych :D)... Bo sama walka z takim powolniakiem powinna być dziecinnie łatwa dla uzbrojonego choćby w pistolet i łom, średnio wysportowanego człowieka...
Ale z tym noszeniem słuchawek na uszach i używaniu deskorolki to już 100% racja. Ten koleś zasłużył na nagrodę Darwina. :)
Ps. Wywalający całe magazynki w korpus bohaterowie filmów Romera w świecie zombie Snydera ("Świt żywych trupów" [2004]) nie przetrwaliby minuty.